środa, 12 marca 2014

RYBY SĄ JAK PTAKI...SZYBUJĄ W PRZESTWORZACH OCEANU....



„Zwierzę to taki biologiczny automat, element krajobrazu, który nie doświadcza bólu, ani przyjemności. W sumie nie doświadcza niczego godnego naszej refleksji. Bo to, że wije się, czy wyje, kiedy jest okaleczane, albo zabijane, to tylko przyrodniczy sztafaż, fragment animacji.
Inni uważają, że owszem może zwierzę i czuje, ale znacznie mniej od człowieka, ponieważ nie ma świadomości, a naturalne instynkty redukują u niego cierpienie w sytuacjach skrajnych.
Pozostali bezczynni, być może bardziej by się sprawą przejęli, gdyby były jakieś naukowe dowody na to, że ubój rytualny jest tak zbrodniczy, jak twierdzą rozhisteryzowani weganie, ekolodzy i inne pięknoduchy. Ale przecież takich dowodów „nie ma”.”

No właśnie, dużo ostatnio jest dyskusji na temat uboju rytualnego. Zasłanianie się religią w celu spotęgowania cierpień zadawanych zwierzętom to istny bandytyzm. A jak sprawa wygląda jeśli chodzi o „ubój ryb”? Czy są brane pod uwagę jakiekolwiek ich prawa? Prawa?...Ryby głosu nie mają. Cierpią i umierają w kompletnej, zastraszającej ciszy. Pozbawiane są życia poprzez uduszenie. Ich płuca wybuchają, eksplodują. To bardzo bolesna, przerażająca śmierć, ale dla nas to świat taki odległy, niezrozumiały, w naszych oczach ryby stoją najniżej w hierarchii istot odczuwających emocje. Ich swoisty język i cały ich świat jest dla nas tak niedostępny, niepojęty, że nawet nie próbując go poznać klasyfikujemy do najniższej kategorii.
Ryby są jak ptaki...szybują w przestworzach oceanu...
Najważniejsze są przecież tylko korzyści. A korzyści jest naprawdę wiele (oprócz oczywistych – finansowych) przynajmniej tak twierdzą jarosze, fleksirianie, semiwegetarianie lub przeciętni smakosze białka rybiego. No właśnie. Podobno białko rybie ze wszystkimi cudownymi aminokwasami i witaminami jest niezastąpione. A czy tak jest naprawdę?
Ja tak nie uważam.
Rybie mięso może i posiada wszystkie te wartości odżywcze o jakich pseudonaukowcy i pseudolekarze się rozpisują, ale odżywcze dla kogo? Na pewno nie dla nas, ludzi. I to warto zrozumieć. Te wszystkie białka, aminokwasy i tłuszcze omega3, wytwarza sama ryba, jak zresztą każdy żywy organizm, poprzez procesy w nim zachodzące niezbędne do przetrwania w określonym środowisku naturalnym. Dla nas te same cudowne wartości są, śmiem twierdzić bezużyteczne, a nawet szkodliwe. Bo w rybim mięsie, jak w każdym innym, czy to ptaka, psa, krowy, czy człowieka, w momencie śmierci zachodzi ten sam proces, proces gnilny. Rozpoczyna się wydzielanie jadu trupiego, zbiorcza nazwa ptomainy, substancji tak toksycznej, że sam jej odór jest zabójczy. Aby ten proces nieco spowolnić nasi truciciele, czyli wszyscy zamieszani w przemysł mięsny, dodają do padliny chemiczne substancje, aby zwłoki w czasie transportu i oczekiwania na naiwnego kupca, nie zmieniły koloru na sino-szary, nie zabijały odorem, nie łaziły po nich robaki, ogólnie żeby się nie rozlazły.
Zwróćmy również uwagę na chwilę samej śmierci. Te wrażliwe istoty czują przerażający strach, stres i niewyobrażalny ból. To są wibracje bardzo niskie. Karmienie duszy i ciała taką energią jest nieświadomym, powolnym samobójstwem.
Ryby są jak ptaki...szybują w przestworzach oceanu.

Wielka D.

sobota, 1 marca 2014

Animal studies w mediach uświęconyc


Ostatnio do mediów dostały się informacje o planowanej na marzec naukowej konferencji pt.: „Zwierzęta i ich ludzie. Zmierzch antropocentrycznego paradygmatu?”. Wydarzenie, które gdyby zatytułowane było inaczej, zainteresowałoby tak naprawdę tylko ludzi ze świata nauki i aktywistów prozwierzęcych. Bo co Kowalskiego obchodzą jakieś konferencje, a już zwłaszcza te traktujące o pozycji zwierzęcia w relacji zwierzę- człowiek? Stało się jednak inaczej. Zwolennicy baby w kuchni i psa na łańcuchu dotarli do informacji o tym wydarzeniu i poczęli biednych ludzi straszyć. Oto podsumowanie konferencji, które pojawiło się w Gościu Niedzielnym: „ Pamiętacie słynny rysunek satyryczny Krauzego, z którym homoaktywiści poszli do sądu, bo poczuli się urażeni (i przegrali)? Przedstawiał dwóch "pobierających się" mężczyzn oraz trzeciego, mówiącego do kozy: "Jeszcze tylko ci panowie wezmą ślub i zaraz potem my". W kontekście zapowiadanej konferencji wspomniana satyra wydaje się trafną prognozą.” Innych mediów nie będę cytowała, aby intelektualnie nie krzywdzić siebie i osób to czytających, ale są to wpisy w podobnym stylu. Trochę rechotu, trochę świętego oburzenia ( na sposoby finansowania konferencji) i pociski w stronę każdego, kto śmie zakwestionować „święty” porządek świata. Ateiści, lewaki, homoterroryści, ekoterroryści, wściekłe feministki ( to my!) chcą zniszczyć ład będący odbiciem boskiego planu. Ludzie będą zmieniać płeć w zależności od pogody, kobiety staną się mężczyznami ( i na odwrót), nastanie legalna pedofilia (to gender studies) i zoofilia (to zaś animal studies). Kto jest chory? My czy oni? Czy ktokolwiek zdrowy na umyśle słysząc o tej konferencji pomyślał o współżyciu ze zwierzętami, o czynieniu z nich partnerów w związku? Czy raczej o szacunku należnym wszystkim żywym istotom i spojrzeniu na nie jak na kogoś, kto ma mózg, odczuwa emocje, nawiązuje relacje społeczne i nie powinien być ludzkim niewolnikiem? Większość katolickich mediów, które podjęło temat w swoim wywodzie, uparcie nawiązuje do gender studies. No bo jakże to tak, dyskutować o rolach płciowych lub o rolach społecznych jakichkolwiek istot. Dyskusja uruchamia myślenie, a myślenie jest wrogiem religii. Podobnie jak zwiększona samoświadomość i poszukiwanie faktów. Katolicyzm opiera się na straszeniu, podrzędnej roli kobiety jako inkubatora, a mężczyzny jako jej „opiekuna” , szukaniu wrogów, na obsesji odbytniczej, no i oczywiście na „czynieniu sobie ziemi poddaną”. Warto zwrócić uwagę na język jakim posługują się święte media mówiąc o prawach zwierząt. Albo raczej o „prawach”. Naczelny najświętszego portalu, ojciec chyba z dziesięciorga dzieci, zazwyczaj używa sformułowania „zwierzątka”. Krew mnie zalewa jak widzę te „zwierzątka”. Pogarda i pokazywanie problemu jako „ fanaberii lewaków”: „Dzieci giną a oni o zwierzątka walczą !”. W tej sytuacji nie dziwię się, że każdy kto śmie obdarzać szacunkiem zwierzęta staje się wrogiem świętej religii. Tym bardziej współczuję osobom, które w tym tkwią, a jednocześnie chcą być dobrymi ludźmi… Na szczęście wybór należy tylko do nas, choć czasem wymaga trochę wysiłku i przeciwstawienia się otoczeniu. Koniecznie podpisujmy list w obronie Animal Studies!
                                                  Katarzyna Guzewicz