Piękny słoneczny dzień, jak zwykle idę do swojego pobliskiego supermarketu.
W moim uroczym acz maleńkim Delfzijl już bardzo dawno temu zniknęły małe branżowe sklepiki, na ich miejsce
weszły korporacyjne sieciówki gdzie mamy kupić wszystko.
Dla mnie - od nie tak dawna weganki, to naprawdę przygnębiające zadanie.
Wchodzę do takiego sklepu, lawiruję aby tylko nie natknąć się na mięsiwa ułożone w lodówkach niczym ciała w
prosektorium.
Co jest dosyć trudne bo na każdej niemal półce czają się trupy a to w puszkach a to w słoikach. Panuje tam
nawet podobna temperatura aby zwłoki się nie psuły. Dzisiaj zastanawiam się czy aby nie trafiłam do domu
wariatów - patrze jak moja sąsiadka, miła starsza pani, grzebie w stertach padliny szukając najlepszego kawałka
nogi czy wątroby jakiegoś niewinnego stworzenia, przecież to chore. A jeszcze bardziej jest chore to ze nie tak
dawno sama zamieniałam się w drapieżnika i codziennie łowiłam i tropiłam dla siebie i swojego potomstwa zwierzynę po sklepach i rzeżnikach. Właśnie- RZEŻNIK!
Pamiętam jak często słyszałam te słowa "Idę do rzeżnika". To obłęd, jak można chcieć iść do rzeżnika?! A juz
najlepiej to znać rzeżnika osobiście aby mógł nam odkładać co lepsze, krwiste kąski. Wejście do takiego miejsca
to powinna być trauma na całe życie. A nie jest! Facet ubrany w fartuch wymazany krwią, siekierą ćwiartuje
kawałki ciała na zamówienie. Horror. A jednak podchodzimy do tego spokojnie, przyjanie, zwyczajnie. Nie budzi
to w nas żadnych większych emocji, wręcz przeciwnie. Napawamy się tym widokiem rzezi rozgrywanej na
naszych oczach, uczestnicząc ochoczo w wyborze najsmakowitszych części dupy, karku bądz serca, zwąc to
kotletem lub stekiem - z "angielska" to bardziej światowo.
Nie wiem kiedy pozbawiono nas wrażliwości ale dobrze pamiętam że kiedy byłam dzieckiem nie chciałam jeść
mięsa! Dlatego zostałam w rodzinie nazwana niejadkiem. Wszyscy wokół mnie widząc jak cała blada z
przerażeniem patrze na wątróbkę, wołały "niejadek", "francuski piesek" i łapczywie wpychały sobie do gardeł
czyjeś organy. Pamiętam też że zakazywano mi jeść tego co chce bo dziecko przecież nie wie co dla niego dobre.
Kiedy ja tak mocno byłam zablokowana na jedzenie obrzydliwości mówili mi że "smak mi się wykształci" i
wykształcił... raczej wytresował. Przestałam wybrzydzać bo "trochę pokory chciałam się nauczyć" w
społeczeństwie które przeżyło wojnę, nie wypada wybrzydzać. Więc zostałam zaprogramowana.
Wake Up!
Wielka D. (wake up)
W moim uroczym acz maleńkim Delfzijl już bardzo dawno temu zniknęły małe branżowe sklepiki, na ich miejsce
weszły korporacyjne sieciówki gdzie mamy kupić wszystko.
Dla mnie - od nie tak dawna weganki, to naprawdę przygnębiające zadanie.
Wchodzę do takiego sklepu, lawiruję aby tylko nie natknąć się na mięsiwa ułożone w lodówkach niczym ciała w
prosektorium.
Co jest dosyć trudne bo na każdej niemal półce czają się trupy a to w puszkach a to w słoikach. Panuje tam
nawet podobna temperatura aby zwłoki się nie psuły. Dzisiaj zastanawiam się czy aby nie trafiłam do domu
wariatów - patrze jak moja sąsiadka, miła starsza pani, grzebie w stertach padliny szukając najlepszego kawałka
nogi czy wątroby jakiegoś niewinnego stworzenia, przecież to chore. A jeszcze bardziej jest chore to ze nie tak
dawno sama zamieniałam się w drapieżnika i codziennie łowiłam i tropiłam dla siebie i swojego potomstwa zwierzynę po sklepach i rzeżnikach. Właśnie- RZEŻNIK!
Pamiętam jak często słyszałam te słowa "Idę do rzeżnika". To obłęd, jak można chcieć iść do rzeżnika?! A juz
najlepiej to znać rzeżnika osobiście aby mógł nam odkładać co lepsze, krwiste kąski. Wejście do takiego miejsca
to powinna być trauma na całe życie. A nie jest! Facet ubrany w fartuch wymazany krwią, siekierą ćwiartuje
kawałki ciała na zamówienie. Horror. A jednak podchodzimy do tego spokojnie, przyjanie, zwyczajnie. Nie budzi
to w nas żadnych większych emocji, wręcz przeciwnie. Napawamy się tym widokiem rzezi rozgrywanej na
naszych oczach, uczestnicząc ochoczo w wyborze najsmakowitszych części dupy, karku bądz serca, zwąc to
kotletem lub stekiem - z "angielska" to bardziej światowo.
Nie wiem kiedy pozbawiono nas wrażliwości ale dobrze pamiętam że kiedy byłam dzieckiem nie chciałam jeść
mięsa! Dlatego zostałam w rodzinie nazwana niejadkiem. Wszyscy wokół mnie widząc jak cała blada z
przerażeniem patrze na wątróbkę, wołały "niejadek", "francuski piesek" i łapczywie wpychały sobie do gardeł
czyjeś organy. Pamiętam też że zakazywano mi jeść tego co chce bo dziecko przecież nie wie co dla niego dobre.
Kiedy ja tak mocno byłam zablokowana na jedzenie obrzydliwości mówili mi że "smak mi się wykształci" i
wykształcił... raczej wytresował. Przestałam wybrzydzać bo "trochę pokory chciałam się nauczyć" w
społeczeństwie które przeżyło wojnę, nie wypada wybrzydzać. Więc zostałam zaprogramowana.
Wake Up!
Wielka D. (wake up)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz