Bóg i Ból. Czy idą w parze? Czy jeżeli patrzę na okrucieństwo świata i czuję Ból to znaczy, że Bóg we mnie gości?
Mama mówiła mi w dzieciństwie, że Bóg jest miłością. Ale chyba o inną miłość chodziło.. Na tym świecie niewątpliwie panem jest Szatan. Wielki Pan zawoalowany w pieniądzach, narkotykach, alkoholu, przemocy... i religii.
Karma – ciekawe, że teraz czuję wyraźnie, że właśnie poprzez pokarm wybieramy drogę życia (jesteś tym co jesz) i po cielesnej śmierci, to właśnie wybór pokarmu ma wpływ na nasze odrodzenie...powstaniemy z tej samej energii. Jesteśmy wszakże falą...energią uzyskaną z pokarmu ukształtowaną w falę, którą płyniemy do przeznaczenia. A co jest naszym przeznaczeniem. Ponowne odrodzenie...Ale czy wracać na tę właśnie planetę? Czy planeta wiecznych wojen może być rajem, do którego pragniemy wrócić? Więc, aby wyzwolić się z zaklętego koła cierpienia musimy wzbić się na wyższą wibrację... Przemoc ma wibrację najniższą.
Najistotniejszym grzechem jaki pragnę wyznać, to moja nieświadomość. Nieświadomość wynikająca z niewiedzy. Była to wieloletnia, permanentna ignorancja. Niewiedza zaprowadziła mnie do miejsca, w którym cynicznie dopuszczałam się okrucieństwa, tłumacząc sobie...w zasadzie nic sobie nie tłumacząc...działałam mechanicznie, wzorcowo. Wiedza otwiera oczy, ale czy na pewno? Czy na wszystkich działa tak samo? Znam osoby z najbliższego otoczenia, którym się przyglądam i widzę, że wiedza wcale nie wpływa na zmianę ich zachowań, czy obrzydliwych przyzwyczajeń. Filtrują ją jak im wygodnie, dopasowując informacje do ich zatwardziałych przekonań. A te przekonania ograniczają się tak naprawdę do egoistycznego zaspokajania własnych przyjemności. Nic ponadto. O dziwo, ludzie ci często uważają się za osoby nieprzeciętnie wrażliwe, można powiedzieć – uduchowione, ale w moim przekonaniu, wrażliwość ta skierowana jest tylko w odniesieniu do nich samych...rodzaj przewrażliwionego ego, taki subtelny onanizm.
No tak, ale prawdziwa wrażliwość, tudzież przebudzenie ma swoją cenę. Dla niektórych zbyt wysoką. Ceną tą jest wyrzeczenie. Wyrzeczenie się infantylizmu, nieświadomości, obżarstwa, czy łakomstwa, a na to ci wrażliwcy w żadnym wypadku przystać nie mogą. Nawet w wypadku udziału w jawnym bandytyzmie. Ot co.
Drugim grzechem jaki leży mi na sercu to posiadanie psów, stworzeń mięsożernych. Kiedy te zwierzaki zamieszkały z nami byłam jeszcze pospolitym zjadaczem padliny. Nieświadoma kompletnie w czym tak naprawdę, za zgodą swojej impotencji umysłowej, biorę udział. I tak narodziła się między nami, ludzką i ta psią rodziną, ponad gatunkowa, bezwarunkowa, cudowna Miłość. To one nauczyły mnie odbierać zwierzęta jako istoty rozumne, wrażliwe, wspaniałe, o całej gamie uczuć i cech charakteru. Wprowadziły mnie do świata czworonogów z przekonaniem, że moje poznanie niezwykłej tajemnicy natury pozwoli mi jak po LSD przeniknąć światy równoległe i zrozumieć. A zrozumieć znaczy wyzwolić się. One z wdzięczności i miłości pragną mnie wyzwolić...ocalić.
Ale...one jedzą mięso. Nie polują. To ja codziennie zaspokajam tą potrzebę. Starałam się wprowadzić karmę wegańską, ale jest ona trudno dostępna i abstrakcyjnie droga. Psy również trochę za późno na przeuczenie. Poznały smak mięsa i nie za bardzo chcą przystać na nowe menu. Ta decyzja naszych piesków bardzo wpływa na moje życie. Bo ja mięsa kupować nie chcę! Pod żadną postacią, czy to puszek dla psów, kotów, czy ludzi. Uderza to w moje ideały, a poza tym niezmiernie brzydzi i zawstydza. Bo ja mięsa kupować się wstydzę! Bo dla mnie to obciach i przejaw nieświadomości, czyli głupoty.
Grzech trzeci to moda. Chciałam być kiedyś modna. Dobrze ubrana i postrzegana za dziewczynę, czy późnej – kobietę z klasą. Tandety i podrób musiałam się wystrzegać. Jak skóra to prawdziwa. Najprawdziwsza. Prosto ze zwierzęcia zdarta. Takie botki to dopiero maja glanc i połysk. Albo kurteczka. Tylko mięciutki zamsz z dodatkami z oskalpowanych królików, czy w droższej wersji – lisów. Nic się nie liczyło tylko lans i wyraz podziwiających, lub jeszcze lepiej zazdrosnych oczu koleżanek.
Do tej pory zostały mi te atrapy w szafie. A to paski z węża, buty ze świńskiej skórki, torebusie, kurteczki skórzane, miękko wyprawiane, modnie pikowane. Wyrzucić to wszystko jakoś tak dziwnie. To jakby trochę czci nie okazać ofierze. Chodzić w tych symbolach tortur i bezduszności jakoś tak mi trudno. Może to tylko „wiocha”, a może mi uwłacza.
Więcej grzechów nie pamiętam, ale za wszystkie z całego serca żałuję...
Wielka D.
Mama mówiła mi w dzieciństwie, że Bóg jest miłością. Ale chyba o inną miłość chodziło.. Na tym świecie niewątpliwie panem jest Szatan. Wielki Pan zawoalowany w pieniądzach, narkotykach, alkoholu, przemocy... i religii.
Karma – ciekawe, że teraz czuję wyraźnie, że właśnie poprzez pokarm wybieramy drogę życia (jesteś tym co jesz) i po cielesnej śmierci, to właśnie wybór pokarmu ma wpływ na nasze odrodzenie...powstaniemy z tej samej energii. Jesteśmy wszakże falą...energią uzyskaną z pokarmu ukształtowaną w falę, którą płyniemy do przeznaczenia. A co jest naszym przeznaczeniem. Ponowne odrodzenie...Ale czy wracać na tę właśnie planetę? Czy planeta wiecznych wojen może być rajem, do którego pragniemy wrócić? Więc, aby wyzwolić się z zaklętego koła cierpienia musimy wzbić się na wyższą wibrację... Przemoc ma wibrację najniższą.
Najistotniejszym grzechem jaki pragnę wyznać, to moja nieświadomość. Nieświadomość wynikająca z niewiedzy. Była to wieloletnia, permanentna ignorancja. Niewiedza zaprowadziła mnie do miejsca, w którym cynicznie dopuszczałam się okrucieństwa, tłumacząc sobie...w zasadzie nic sobie nie tłumacząc...działałam mechanicznie, wzorcowo. Wiedza otwiera oczy, ale czy na pewno? Czy na wszystkich działa tak samo? Znam osoby z najbliższego otoczenia, którym się przyglądam i widzę, że wiedza wcale nie wpływa na zmianę ich zachowań, czy obrzydliwych przyzwyczajeń. Filtrują ją jak im wygodnie, dopasowując informacje do ich zatwardziałych przekonań. A te przekonania ograniczają się tak naprawdę do egoistycznego zaspokajania własnych przyjemności. Nic ponadto. O dziwo, ludzie ci często uważają się za osoby nieprzeciętnie wrażliwe, można powiedzieć – uduchowione, ale w moim przekonaniu, wrażliwość ta skierowana jest tylko w odniesieniu do nich samych...rodzaj przewrażliwionego ego, taki subtelny onanizm.
No tak, ale prawdziwa wrażliwość, tudzież przebudzenie ma swoją cenę. Dla niektórych zbyt wysoką. Ceną tą jest wyrzeczenie. Wyrzeczenie się infantylizmu, nieświadomości, obżarstwa, czy łakomstwa, a na to ci wrażliwcy w żadnym wypadku przystać nie mogą. Nawet w wypadku udziału w jawnym bandytyzmie. Ot co.
Drugim grzechem jaki leży mi na sercu to posiadanie psów, stworzeń mięsożernych. Kiedy te zwierzaki zamieszkały z nami byłam jeszcze pospolitym zjadaczem padliny. Nieświadoma kompletnie w czym tak naprawdę, za zgodą swojej impotencji umysłowej, biorę udział. I tak narodziła się między nami, ludzką i ta psią rodziną, ponad gatunkowa, bezwarunkowa, cudowna Miłość. To one nauczyły mnie odbierać zwierzęta jako istoty rozumne, wrażliwe, wspaniałe, o całej gamie uczuć i cech charakteru. Wprowadziły mnie do świata czworonogów z przekonaniem, że moje poznanie niezwykłej tajemnicy natury pozwoli mi jak po LSD przeniknąć światy równoległe i zrozumieć. A zrozumieć znaczy wyzwolić się. One z wdzięczności i miłości pragną mnie wyzwolić...ocalić.
Ale...one jedzą mięso. Nie polują. To ja codziennie zaspokajam tą potrzebę. Starałam się wprowadzić karmę wegańską, ale jest ona trudno dostępna i abstrakcyjnie droga. Psy również trochę za późno na przeuczenie. Poznały smak mięsa i nie za bardzo chcą przystać na nowe menu. Ta decyzja naszych piesków bardzo wpływa na moje życie. Bo ja mięsa kupować nie chcę! Pod żadną postacią, czy to puszek dla psów, kotów, czy ludzi. Uderza to w moje ideały, a poza tym niezmiernie brzydzi i zawstydza. Bo ja mięsa kupować się wstydzę! Bo dla mnie to obciach i przejaw nieświadomości, czyli głupoty.
Grzech trzeci to moda. Chciałam być kiedyś modna. Dobrze ubrana i postrzegana za dziewczynę, czy późnej – kobietę z klasą. Tandety i podrób musiałam się wystrzegać. Jak skóra to prawdziwa. Najprawdziwsza. Prosto ze zwierzęcia zdarta. Takie botki to dopiero maja glanc i połysk. Albo kurteczka. Tylko mięciutki zamsz z dodatkami z oskalpowanych królików, czy w droższej wersji – lisów. Nic się nie liczyło tylko lans i wyraz podziwiających, lub jeszcze lepiej zazdrosnych oczu koleżanek.
Do tej pory zostały mi te atrapy w szafie. A to paski z węża, buty ze świńskiej skórki, torebusie, kurteczki skórzane, miękko wyprawiane, modnie pikowane. Wyrzucić to wszystko jakoś tak dziwnie. To jakby trochę czci nie okazać ofierze. Chodzić w tych symbolach tortur i bezduszności jakoś tak mi trudno. Może to tylko „wiocha”, a może mi uwłacza.
Więcej grzechów nie pamiętam, ale za wszystkie z całego serca żałuję...
Wielka D.