niedziela, 4 maja 2014

Spowiedź weganina.

Bóg i Ból. Czy idą w parze? Czy jeżeli patrzę na okrucieństwo świata i czuję Ból to znaczy, że Bóg we mnie gości? 
Mama mówiła mi w dzieciństwie, że Bóg jest miłością. Ale chyba o inną miłość chodziło.. Na tym świecie niewątpliwie panem jest Szatan. Wielki Pan zawoalowany w pieniądzach, narkotykach, alkoholu, przemocy... i religii.
Karma – ciekawe, że teraz czuję wyraźnie, że właśnie poprzez pokarm wybieramy drogę życia (jesteś tym co jesz) i po cielesnej śmierci, to właśnie wybór pokarmu ma wpływ na nasze odrodzenie...powstaniemy z tej samej energii. Jesteśmy wszakże falą...energią uzyskaną z pokarmu ukształtowaną w falę, którą płyniemy do przeznaczenia. A co jest naszym przeznaczeniem. Ponowne odrodzenie...Ale czy wracać na tę właśnie planetę? Czy planeta wiecznych wojen może być rajem, do którego pragniemy wrócić? Więc, aby wyzwolić się z zaklętego koła cierpienia musimy wzbić się na wyższą wibrację... Przemoc ma wibrację najniższą.
Najistotniejszym grzechem jaki pragnę wyznać, to moja nieświadomość. Nieświadomość wynikająca z niewiedzy. Była to wieloletnia, permanentna ignorancja. Niewiedza zaprowadziła mnie do miejsca, w którym cynicznie dopuszczałam się okrucieństwa, tłumacząc sobie...w zasadzie nic sobie nie tłumacząc...działałam mechanicznie, wzorcowo. Wiedza otwiera oczy, ale czy na pewno? Czy na wszystkich działa tak samo? Znam osoby z najbliższego otoczenia, którym się przyglądam i widzę, że wiedza wcale nie wpływa na zmianę ich zachowań, czy obrzydliwych przyzwyczajeń. Filtrują ją jak im wygodnie, dopasowując informacje do ich zatwardziałych przekonań. A te przekonania ograniczają się tak naprawdę do egoistycznego zaspokajania własnych przyjemności. Nic ponadto. O dziwo, ludzie ci często uważają się za osoby nieprzeciętnie wrażliwe, można powiedzieć – uduchowione, ale w moim przekonaniu, wrażliwość ta skierowana jest tylko w odniesieniu do nich samych...rodzaj przewrażliwionego ego, taki subtelny onanizm.
No tak, ale prawdziwa wrażliwość, tudzież przebudzenie ma swoją cenę. Dla niektórych zbyt wysoką. Ceną tą jest wyrzeczenie. Wyrzeczenie się infantylizmu, nieświadomości, obżarstwa, czy łakomstwa, a na to ci wrażliwcy w żadnym wypadku przystać nie mogą. Nawet w wypadku udziału w jawnym bandytyzmie. Ot co.
Drugim grzechem jaki leży mi na sercu to posiadanie psów, stworzeń mięsożernych. Kiedy te zwierzaki zamieszkały z nami byłam jeszcze pospolitym zjadaczem padliny. Nieświadoma kompletnie w czym tak naprawdę, za zgodą swojej impotencji umysłowej, biorę udział. I tak narodziła się między nami, ludzką i ta psią rodziną, ponad gatunkowa, bezwarunkowa, cudowna Miłość. To one nauczyły mnie odbierać zwierzęta jako istoty rozumne, wrażliwe, wspaniałe, o całej gamie uczuć i cech charakteru. Wprowadziły mnie do świata czworonogów z przekonaniem, że moje poznanie niezwykłej tajemnicy natury pozwoli mi jak po LSD przeniknąć światy równoległe i zrozumieć. A zrozumieć znaczy wyzwolić się. One z wdzięczności i miłości pragną mnie wyzwolić...ocalić.
Ale...one jedzą mięso. Nie polują. To ja codziennie zaspokajam tą potrzebę. Starałam się wprowadzić karmę wegańską, ale jest ona trudno dostępna i abstrakcyjnie droga. Psy również trochę za późno na przeuczenie. Poznały smak mięsa i nie za bardzo chcą przystać na nowe menu. Ta decyzja naszych piesków bardzo wpływa na moje życie. Bo ja mięsa kupować nie chcę! Pod żadną postacią, czy to puszek dla psów, kotów, czy ludzi. Uderza to w moje ideały, a poza tym niezmiernie brzydzi i zawstydza. Bo ja mięsa kupować się wstydzę! Bo dla mnie to obciach i przejaw nieświadomości, czyli głupoty.
Grzech trzeci to moda. Chciałam być kiedyś modna. Dobrze ubrana i postrzegana za dziewczynę, czy późnej – kobietę z klasą. Tandety i podrób musiałam się wystrzegać. Jak skóra to prawdziwa. Najprawdziwsza. Prosto ze zwierzęcia zdarta. Takie botki to dopiero maja glanc i połysk. Albo kurteczka. Tylko mięciutki zamsz z dodatkami z oskalpowanych królików, czy w droższej wersji – lisów. Nic się nie liczyło tylko lans i wyraz podziwiających, lub jeszcze lepiej zazdrosnych oczu koleżanek.
Do tej pory zostały mi te atrapy w szafie. A to paski z węża, buty ze świńskiej skórki, torebusie, kurteczki skórzane, miękko wyprawiane, modnie pikowane. Wyrzucić to wszystko jakoś tak dziwnie. To jakby trochę czci nie okazać ofierze. Chodzić w tych symbolach tortur i bezduszności jakoś tak mi trudno. Może to tylko „wiocha”, a może mi uwłacza.
Więcej grzechów nie pamiętam, ale za wszystkie z całego serca żałuję...

Wielka D.






sobota, 3 maja 2014

Do Mięchożarłów.

To nie jest ścieranie się dwóch światów. To nawet nie jest już wojna, to raczej przypomina globalną okupację w jej najobrzydliwszej faszystowskiej formie. Formie obozów zagłady, gnijących szczątków i sterty kości przerabianych na paszę tego zasranego perpetuum mobile nienawiści. 
Zakładam, że nie rozumiesz o co mi chodzi. I chyba słusznie zakładam, bo nawet wegetariańscy wielbiciele kotków, myszek, papużek są zwykłymi durniami w zestawieniu z Prawdą, a cóż dopiero wymagać od serdelkowatych postaci włażących i wyłażących z sieci handlowych niczym nigdy nie stygnące w bezruchu, obrzydliwie wijące się, białe, tłuste robactwo bezmyślności w swym spazmatycznym tańcu pchając przed sobą trofea z półek wyłowione, mamoną opłacone niczym myto do własnego zgnuśnienia.
Widziałem już nawet manekiny o postaciach tak kształtnych jak moja „mała czarna” 120 kilowa sąsiadka. Afryka z wielką dupą jak szafa ze zgrają wrzeszczących bachorów. 
Przed tłustymi manekinami stanąłem jak wryty. W pierwszej chwil myślałem, że myśl czymś zmącona psikusa sprawia, bo chyba tak durnego pomysłu, aby nienaturalność obdarzyć cechą. Od słowa –cechować, czyli nadawać. Czyli przyzwolenie jakieś? I na co? I komu to dawać? I też przeświadczenia jakiegoś nabrałem, że manekinom dawać te kształty to rodzaj jakiejś rewolucji. Feministycznej chyba? Albo jakaś rubensowa, zorganizowana akcja może?
Nie sądzę. Ogólne frytożerstwo i colopijstwo w zestawie z macsrakiem za jedyne 7.50. Czy ile tam, bo nawet nie wiem. Do świątyni waszej nie łażę. Ja nie żrem. Ja jadam, ja się delektuję.
Po raz kolejny zakładam, że nie rozumiesz o co mi chodzi. Za głęboko w swój tłuszcz trzeba by było się wejrzeć, przyznać rację, skruchę wykazać, pozytywną drogę wybrać. I zacząć samodzielnie myśleć po zdjęciu klosza i odłączeniu respiratora głupoty.
Zacznę może od podstaw.
Ból. 
Jakiś czas temu obejrzałem w sieci krótki filmik z zabijania świń na jednej z setek tysięcy nielegalnych ubojni i to nie w świecie trzeciej, czwartej czy dziesiątej kategorii, ale tu, w naszym europejskim bagienku usłanym kaczeńcami przyzwoitości. Świnie mordowane były długimi mieczami. Kłute wielokrotnie w serce. Obrosłe tłuszczem ku uciesze waszych podniebień, wykrwawiały się w kwiku, własnym kale i moczu... Jakimż trzeba być okrutnym, jaką bestią trzeba się narodzić? 
No, ale takie rzeczy dzieją się sporadycznie przecież, nieprawdaż? Wy nie kupujecie z takich miejsc mięsa. Jecie poprawnie, humanitarnie hodowane jedzenie. W sumie jecie tak jakby faktycznie zwierzęta były niczym szpinak, sałata i odrobina mięty. Kompletnie zapominacie, że w waszych zakładach mięsnych, gdzie może i nie morduje się mieczem, stosuje się wyszukane maszyny do zadawania śmierci. No, ale wy odebraliście zwierzętom również prawo do umierania. Zwierzęta zdychają – umierają tylko ludzie. Nawet duszy ich pozbawiliście w swoich wyszukanych zabobonach i zabroniliście dostępu do Eden. 
Pozbawienie zwierząt prawa do ich samostanowienia jest występkiem przeciw naturze! Zamiast wolności daliście im ból właśnie. Ból, zniewolenie, kaźń. W „Medalionach” Nałkowskiej jest taka scena z kadziami pełnymi gotujących się ludzkich zwłok. Takie kadzie są w każdym mieście. Dziś. Nie 70 lat temu w Birkenau i nie w Korei Północnej tylko w każdym „cywilizowanym” miejscu. Na całym świecie. Potraficie to ogarnąć? A jeśli tak, to co wami powoduje, że nadal jesteście tak tępymi szkodnikami? 
Nauka, ewolucja poszukuje do dziś dnia ogniwa spajającego dzień dzisiejszy z przeszłością. Nie odnajduje go, nie jest w stanie, bo ogniwo to świadczyć by miało o człowieku, determinowało by jego przynależności do Rodziny Zwierząt. To pociągnąć by musiało za sobą odpowiedzialność. I zmianę wszystkiego. Parafrazując Nałkowską: „To ludzie zgotowali naturze ten los.” 
W swoich domowych kadziach rozczłonkowane zwłoki przyjaciół moich w sosach i ziołach przyrządzane są na mnóstwo sposobów. Suto zastawiony stół w twoim domu w oczach zwierząt jest esencją bólu...
Białym, świątecznym obrusem nie zakryjesz wyścielonej łajnem, zroszonej krwią podłogi chlewu.

Tomasz T. Stepien

czwartek, 24 kwietnia 2014

Natka pietruszki

Potas, żelazo, magnez, sód, wapń, fosfor, fluor to tylko niektóre minerały występujące w zielonych listkach pietruszki. Lecznicze i ozdobne właściwości pietruszki docenili już starożytni. Wśród dietetyków natka pietruszki uchodzi za jeden z najbardziej pożądanych pokarmów. Doskonale wpływa na trawienie i przemianę materii, pobudza wydzielanie śliny i soku żołądkowego. Listki pietruszki zapobiegają też wzdęciom i działają moczopędnie – mogą być stosowane w leczeniu kamicy nerkowej oraz dróg moczowych, są też doskonałym środkiem rozkurczowym.

Zielone listki pietruszki zawierają bardzo dużo witaminy C- czterokrotnie więcej niż pomarańcza czy kapusta!


- pęczek natki pietruszki
- 1 obrana i pokrojona w plastry cytryna (należy usunąć pestki)
- 2 szklanki wody mineralnej
- 1 seler naciowy

Natkę dokładnie myjemy. Wkładamy z resztą składników do blendera i miksujemy. Możemy dodać łyżkę miodu (naturalnego!) oraz odcedzić na sitku :)




Paszteciki wegańskie z ciasta francuskiego

Farsz:

-zielona soczewica (opakowanie)
-3 marchewki
-1 duża cebula
-orzechy włoskie, migdały
-słonecznik
-oliwa o oliwek
-sól, pieprz
-zioła (u mnie bazylia, szczypiorek)


Soczewicę gotujemy do miękkości (można rozgotować - pomoc blendera będzie zbędna ).

Marchew ścieramy na grubych oczkach.

Podsmażamy cebulę i łączymy składniki. 

Doprawiamy do smaku, dodajemy zioła oraz wcześniej uprażone orzechy oraz słonecznik.

Ciasto francuskie w wersji wegańskiej znalezione w osiedlowym markecie :)

Dzielimy ciasto na równe kwadraty i faszerujemy.

Piec ok. 30 min. w 180*



niedziela, 20 kwietnia 2014

Mięta


Inwazyjna i odporna roślina wieloletnia wywodząca się z Europy i Azji, ale z łatwością uprawiana w

Ameryce Północnej. Ma aromatyczne, jasnozielone owalne liście wyrastające z fioletowej łodygi.

 Rodzi małe różowe, białe lub fioletowe kwiaty, które tworzą podłużne stożki w górnej części łodygi.

Zbawienny wpływ mięty pieprzowej na nasz układ pokarmowy jest chyba najbardziej znany. Napar z

listków wspomoże trawienie oraz przyniesie ulgę w bólu brzucha, gdyż działa rozkurczająco na mięśnie

gładkie przewodu pokarmowego. Zioło stymuluje wydzielanie soku żołądkowego i wytwarzanie żółci więc

przyspiesza tym samym wydalanie toksyn z organizmu. Miętowa herbata to pozycja obowiązkowa po

posiłku ciężkostrawnym !
J

I Ty możesz być selekcjonerem

...czyli przewodnik po tym jak mięsożerni dzielą zwierzęta.
Pewnego razu moja znajoma, wyraziła swoje oburzenie faktem, o którym dowiedziała się w mediach. Chodziło o to, że producent pierogów z mięsem dodawał do nich mięso z konia. Nie przyłączyłam się do oburzenia, nawet mnie to rozśmieszyło w tamtym momencie. Nie chciałabym zostać źle zrozumiana, używanie koni, krów czy innych zwierząt jako farszu do klusek nie jest ani trochę śmieszne. Bardziej mnie rozbawiło to święte oburzenie: „Wyobrażasz sobie, konina?”
-Czy to stanowi aż taki problem, że zamiast jakiegoś zwierzęcia masz tam trochę innego?
-Tak. Koni się nie je. One różnią się od pozostałych zwierząt.
-Czym się różnią?
-Są mądre.
Jest to prawie wierny zapis rozmowy, jaka odbyła się między nami. Już wtedy myślałam, że to ciekawy punkt wyjścia do tekstu z rodzaju: „jedno kochasz, drugie zjadasz”.
Minęły miesiące a mnie ta wymiana zdań znowu się przypomniała. Co ciekawe, moja koleżanka była osobą, z którą przeprowadzałam długie i interesujące dyskusje o zwierzętach, weganizmie, osoba zaciekawiona tematem i otwarta. Rzadko się takie osoby spotyka, większość dumnie reprezentuje postawę niczym koktajl z niewiedzy, egoizmu i zuchwałości.
Chciałabym wrócić do mądrych koni. Jaką mądrością wykazał się koń mojej ciotki i wujka, gdy połamał ogrodzenie skacząc po nim, po czym przebił się prawie na wylot tym co z niego zostało? Może miał to być jakiś performance? A te, które ujrzawszy liścia poruszanego wiatrem potrafią gnać przed siebie w panice? Stwierdzanie, że „konie są mądre” jest mocno na wyrost. Jedne są mądre, inne mniej, pozostałe bywają głupie. I każdy z nich tak samo zasługuje na godne życie. Nie „za coś”, ani bo tobie jest potrzebny, tylko za fakt bycia żywa istotą.
Zbliżyłam się do sedna. Ile trzeba mieć w sobie pychy, albo jakiemu praniu mózgu być poddanym, aby wskazywać paluszkiem i decydować: pies- wierny towarzysz/ zabawka kupowana przez debili dziecku, krowa- do niewoli, ma „dawać” mleko, kura- głupia, do rzeźni, świnia-brudna, do rzeźni, koń piękny i mądry, nie nadaje się na farsz do pierogów. A co jak przestaje być piękny i sprawny? Zatkać uszy, zasłonić oczy, że niby nic nie wiemy i co? Do rzeźni! Wracając do kur. Złe wieści moi drodzy. Kury nie są tak nierozumne, jak byście tego pragnęli. Pamiętają losy stada na przestrzeni lat, przekazują wiedzę potomstwu, a co gorsza doskonale rozumieją grożące im niebezpieczeństwo odczuwając potworny strach. Nie chcecie tej wiedzy, bo nie jest wygodna. Czy na godne traktowanie trzeba zasłużyć? Urodą, „mądrością” a może czymś jeszcze? Użytecznością? Znamy takich panów z historii, całkiem sprawnie im szła taka selekcja. I ktoś śmie twierdzić, że to my mamy się tłumaczyć ze swoich wyborów? Bo odmawiamy mordowania i dzielenia zwierząt na lepsze i gorsze?

Katarzyna Guzewicz




Pasztet z selera.

Składniki:

1 kg selera
2 duże lub 3 średnie cebule
3-4 ząbki czosnku
1 szkl wody

1/2 szkl oliwy z oliwek lub kostka masła roślinnego
1 szkl bułki tartej
4 łyżki mąki owsianej
4 łyżki mąki kukurydzianej

sól, pieprz

Cebulę siekamy w kostkę, ucieramy selera na najgrubszych oczkach.
Dusimy na małym ogniu ok 1h (dodajemy oliwę).

Przekładamy do miski, dodajemy mąkę (owsianą i kukurydzianą) oraz bułkę tartą.
Wszystko dokładnie mieszamy.

Formę na pasztet wykładamy papierem do pieczenia, przekładamy masę do formy.
Pieczemy 1,5 h w 180-190 stopniach.