wtorek, 18 lutego 2014

Przepis na duszoną kaczkę.

Znalazłam ostatnio w internecie przepis na duszona kaczkę, pewnie niektórym mięsożercom na myśl opiekanego,złocistego ciała popłynęła ślinka. Poszybowałam dalej... Zobaczyłam przerażonymi oczyma wyobraźni CAŁY proces przyrządzania tej „wykwintnej” potrawy... A więc, na początku niewątpliwie musi być dokonany mord na żywym ptaku. I tu „ciekawostka” młode kaczki już w wieku dziesięciu tygodni nadają się do uboju. Jednodniowa kaczka waży sześć dekagramów, a w ciągu siedemdziesięciu dni może osiągnąć dwa i pół kilograma, czyli powiększyć wagę ponad 4o razy!
Tak więc zabieramy się za zabijanie. Tu trzeba wybrać metodę mordu: poprzez skręcenie karku, czy bardziej „humanitarna”, ogłuszenie młotkiem i odrąbanie łebka siekierą. Są również metody „ekonomiczne” - najpierw oskubujemy jeszcze żywe zwierze z pierza, a potem bezlitośnie uśmiercamy. A i zapomniałam jeszcze o metodzie „prozdrowotnej” czyli koszernej...A więc podrzynamy kaczce gardło i jeszcze żywą podwieszamy łebkiem w dół, aby serce wypompowało krew na „przepyszną” czerninę. To chyba smakołyk dla specjalnej kasty ludzi – wampirów.
Tak więc po mordzie przechodzimy do pozbawienia wprawnym ruchem wszystkich wnętrzności zwierzęcia. Odrąbujemy nogi, ale też i skrzydła, aby już nigdy nie mogła wzbić się w niebo...Po czym zabieramy się za ćwiartowanie, a przepraszam, jest też wersja dla smakoszy – dupę kaczki wypychamy stosownym farszem i ładujemy do wypasionego, nowoczesnego piekarnika. Następnie oczekujemy niecierpliwie, rozkoszując się zapachem przypiekanego ciała, aż w końcu będziemy mogli tak przyrządzonymi zwłokami przyozdobić stół.
Samo opisywanie tej katuszy przyprawiło mnie o ból serca. Zupełnie nie czuję się ogniwem tego chorego „łańcucha pokarmowego”. Za to czuję, że te obrzędy przyrządzania mięsiwa, są czysto satanistyczne. Że mają naszą duszę wprowadzić w otchłań, zgubić nas karmicznie, abyśmy w nieskończoność, jako przeklęta istota, wracali na tą planetę pełną wojen i okrucieństw, służyć szatanowi. Te obrzędy uboju zwierząt, są w istocie obrzędami satanistycznymi. Rytuały rodem z horroru o Iluminatach. Dziwne jest to zarazem, że wszystkie kościoły i religie tak gorliwie zachęcają wyznawców do brania czynnego udziału w tych ohydnych, piekielnych obrzędach.
Zwróćmy również uwagę na to, że wraz z rozwojem sztuki kulinarnej, a co za tym idzie nieskończonego obżarstwa, wzrósł nam wskaźnik chorób. Dzisiaj sprzedaż przypraw, to jedna z najbardziej dochodowych branż na świecie. Więc przyjrzyjmy się przyprawom. Zachwalamy je wprost pod niebiosa i choć tak naprawdę w większości podrażniają nasze jelita ,głośno krzyczymy o ich właściwościach zdrowotnych. A tak naprawdę przyjrzyjmy się po co i w jakim celu używamy przypraw. Czyż nie po to, aby zabić niestrawialny, obrzydliwy, odrzucający smak nieprzyrządzonego mięsa. Przecież owoce i w większości warzywa, oprócz soli, od której jesteśmy uzależnieni, nie potrzebują przypraw, a ja ostatnio odkryłam, że wręcz zabijają naturalny ich smak.
Ludzie nie są świadomi, że jelita to „celnik” do całego organizmu, trzeba obchodzić się z nimi bardzo delikatnie, w innym wypadku wszystkie organy zaczynają chorować. I zaczynamy gnić wymieniając się kwantami z padliną wrzuconą niczym do trumny, do naszego brzucha.
Ale wróćmy na chwilę do naszych diabelnych obrządków. Zwróciłam również uwagę, że bardzo często, a nawet prawie zawsze obrzędowi spożywania mięsiwa,towarzyszy picie alkoholu. Napoju fałszywego, zgubnego, zatruwającego każdą naszą komórkę, całe nasze jestestwo. To bardzo ze sobą współgra. Już dawno zwróciłam na to szczególną uwagę. Są też nawet specjalne poradniki, jaką truciznę podać do jakich zwłok. I to się nazywa poradnik dobrych manier; ryby podaje się bodajże z białym winem , a dziczyzna lubi krwisty kolor czerwieni.... Tak.. to by wszystko pasowało...Ta kolorystyka gustownie zastawionego stołu... Krew i ciało na stole przykrytym białą tkaniną... Nasuwa mi się nieuchronnie skojarzenie z obrzędem w katolickim kościele.
Ofiara z syna...Ofiara ze zwierzęcia...Co za okrucieństwo, aby udobruchać „boga”!
Zawsze zastanawiam się wtedy kim jest ten „bóg”, jaką ma twarz,skoro miłe jego sercu są takie bestialskie inscenizacje? I te słowa temu towarzyszące...”Oto ciało moje”...”Oto krew moja”...”Jedzcie i pijcie”...Czemu ta symbolika ma służyć ? Jaki ma przekaz?.. Satanistyczny?!
A słowo stało się ciałem... i wnika w naszą intencję, przenika nasz umysł, zaraża nasze ciało.
Już wielokrotnie poruszałam temat powiązania obrzędów religijnych z rytualnym zabijaniem zwierząt. Pisałam już o chorej estetyce ozdabiania każdych świąt religijnych martwymi zwierzętami. Symbolika ofiary Chrystusa i ta codzienna, trwająca nieprzerwanie od zarania dziejów rzeź niewinnych zwierząt,ma ze sobą bardzo głębokie,wspólne korzenie. I mnie to bardzo zastanawia.
Dzisiaj mieszkam w Holandii i mam na co dzień do czynienia z kulturą islamską. Oni, jako że religia im to nakazuje, kupują tylko „czyste” mięso od zaufanych rzeźników z uboju rytualnego. Czyli jak wszyscy wiemy,preferują aby jeszcze żywe zwierzę wykrwawiło się, zanim zostanie uśmiercone. Tego chce „bóg”. Również dlatego patrzą na nas – gojów z wyższością, jako że jemy brudne mięso i od brudnych zwierząt, czyli świń. Co za absurdy!
I pomyśleć, że religia ma nas uczyć duchowości, miłości, etyki, moralności. Co za zastraszająca i obezwładniająca hipokryzja! Nie mogę wprost znieść tego cynicznego fałszu!
Gdzie się podziało przykazanie „Nie zabijaj”?!
Ja już w tym nie uczestniczę. Jestem, można powiedzieć jak najdalej od tej makabry, ale za każdym razem, kiedy siadam aby coś napisać, aby zastanowić innych nad tym wszystkim, czuję jak to odchorowuję. Muszę przenieść się w te zakamarki horroru, aby móc przybliżyć realia, przybliżyć do prawdy zahipnotyzowanych. Wiem, że wybudzenie to czasem impuls, jeden jedyny impuls! I pojawi się światło. I nagle całe ciało wyprostuje się...ożywa! Ja poczułam się lekka jak nigdy dotąd, zaczęłam odbierać własne ciało jako świątynię. „Ja” objawiło się,nie jako nadęte ego, ale jako światło oświetlające i ogrzewające ducha..ducha życia.
Zaczęłam o siebie naprawdę dbać. Zapewniać sobie luksus, ale nie luksus przejawiający się kupowaniem markowych ciuchów, czy drogich kosmetyków - to przejaw głodu miłości, ale dbać o harmonię ducha i ciała. Piękno wewnętrzne nabrało trójwymiarowego znaczenia.
Ciało nie obciążone tłustym mięsem jest tak zwinne, lekkie i smukłe, skóra jasna, nieogorzała..szlachetna, krew rzadka i rwąca jak strumień rzeki życia z łatwością dostarczająca witaminy i minerały, każdej spragnionej komórce naszego cudownego organizmu.
A dusza tak czysta, że unosi się jak ta kaczka, która zdążyła nauczyć się latać.

Wielka D



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz