„Lepiej
by było, gdyby wszystkie arcydzieła sztuki przepadły, niż gdyby
ptaki przestały się gnieździć na gałęziach.”
John Ruskin
Wróciłam
właśnie z wystawy sztuki okolicznych artystów. Z takiej
niewielkiej galerii mieszczącej się w centrum miasta...Tematem
przewodnim wernisażu była natura i oczywiście połączone z nią
nierozerwalnie zwierzęta.. ale nie zwierzęta dzikie, żyjące na
wolności.. ale te udomowione... Nie nie, tez nie te otoczone troską
(przynajmniej w naszej kulturze) psy czy koty, ale te najbardziej
zniewolone, uciemiężone – zwierzęta hodowlane! No cóż, z prac
przedstawionych przez artystów wynikało zupełnie coś odwrotnego.
Namalowane, naszkicowane czy wydziergane w tkaninie zwierzęta jawią
się jako .. radosne, szczęśliwe, żyjące w raju jaki stworzył im
człowiek. Pomyślałam: „No tak, artysta to przecież taka
uduchowiona, wrażliwa istota, pokazująca nam w swej symbolice
nieskazitelny świat..świat jaki powinien być; piękny, dobry,
twórczy...Nikt lepiej wszakże, niż artysta nie uzmysłowi nam
piękna natury..cudu stworzenia... Ale tu napotykam dysonans...Oprócz
napojów alkoholowych, które przecież zawsze mają uświetniać
tego typu imprezy, eventy, nadawać im poważny status i przybliżać
oczywiście widza do sztuki. Otóż, oprócz tych upajaczy podane
zostały ekskluzywne przekąski.. tak, przekąski niebanalne,
wykwintne: krakersy z kawiorem, tuńczykiem, salami, czy
polędwicą...cóż za wybór, oryginalność, no a przede wszystkim
cóż za ''harmonia'' między poczęstunkiem z martwych zwierząt a
odbiciem wizji rzeczywistości twórców...
I
zdałam sobie wówczas sprawę, że to cyrk.,że robimy z siebie
clownów, że...po co ja tu w ogóle przyszłam uczestniczyć w tej
farsie?...No tak, ale takie „zgrzyty” czyhają na nas wszędzie,
w każdej chwili i na każdym kroku. Dlaczego od artystów zatem
mielibyśmy wymagać więcej...mądrzej...
Teatr,..
moja własna planeta,.. tam zawsze szukałam głębi,
przejrzystości...prawdy. Od aktora wszakże wymaga się umiejętności
wchodzenia w czyjś los, utożsamiania się z czyimiś uczuciami,
logiką, więc wydawałoby się ze powinna cechować nas, aktorów-
empatia. Czyż na pewno? Kiedy spojrzeć na środowisko aktorów, czy
artystów, pełno w nim narcystycznych, zarozumiałych, małych
ludzi, którzy ze sceny głośno krzyczą o miłości, o
ideałach...podczas gdy ich życie jest tego zaprzeczeniem. Kiedy
wypowiadamy z ambony teatru najszlachetniejsze słowa o wierności,
przyjaźni, lojalności... naszym prawdziwym życiem targają zdrady,
kłamstwa... fałsz.
Wiem...wiem..
usprawiedliwieniem jest najczęściej używany frazes „ przecież
jesteśmy zwykłymi ludźmi”... Tak.. Ale w takim razie co jest
normą człowieczeństwa? Bycie ignorantem.. zdrajcą.. czy może''
niewinnym'' katem w białych rękawiczkach?...Czyż od artysty nie
wymaga się czegoś więcej? Rozumienia i widzenia Prawdy..
umiejętności odczuwania dogłębniej... A jednak życie tychże
„artystów” przeczy takiej postawie. Dlaczego zatem mielibyśmy
ich słuchać, wystawiać na piedestał, płacić za oglądanie ich
wizji czy wgłębiać się w ich przemyślenia? To absurd. Strata
czasu..
Kiedy
taki nadwrażliwy „artysta” gra mordercę zawsze dochodzi do nas
echo.. jak wiele kosztowała go ta rola.. jak nie mógł sypiać po
nocach, próbując utożsamiać się ze zbrodniarzem. Ale wracając
po spektaklu do domu otwierając lodówkę i czając się z tasakiem,
aby poćwiartować na kotlety martwe jagnię, wtedy nie widzi w sobie
'' kata '' ,ale głodnego, spełnionego artystę, który schodząc ze
sceny w takt oklasków, pragnie jedynie posilić swą starganą
scenicznymi przeżyciami duszę i ożywić swoje piękne ciało...
Nie widzi powiązania...Nie widzi nic...Ten obraz jest kompletnie
niespójny, niekompatybilny. Więc czyżby ''artysta'' miał płytką
wyobraźnię? Artysta?! Nie! Artysta, to stwór obdarzony nieziemską
wyobraźnią!..Czego więc zabrakło? Logiki?...A może empatii? Nie!
Nic się nie zgadza. Ten obraz to falsyfikat.. Jakaś tania
podróba... Może show biznes? Tak, to tylko komercyjny show biznes,
on wkradł się wszędzie, do teatrów, sal koncertowych, galerii...
Tam już nie powstaje Sztuka. Dziś tam wytwarza się widowiska,
igrzyska, kabarety...Nikt zresztą też Sztuki nie szuka. Bo Sztuka
to Prawda!.. A Prawdy znać nikt nie chce. ..Jest niewygodna, a może
nawet niebezpieczna. Prawdę lepiej omijać. Więc skoro widz się
jej boi, a artysta ją odrzuca, po co się tak kastrować?
Jeśli
wybieram bycie świadomym klientem to może warto też być świadomym
widzem, ale żeby szanować się jako widz, czy klient, ważne jest
posiadanie wyboru,ale żeby mieć wybór ..niezbędna jest Wiedza. I
tu kółko się zamyka. I znowu śmieję się w duchu kiedy myślę o
słowach tej mądrej, milczącej księżniczki z Gombrowicza. I tak w
kółko...kółko...kółko...Żeby móc przerwać to kółko,
uwolnić się. Nie wystarczy odegrać jednej z ról, czy to w teatrze
, czy we własnym życiu... Ról malarzy, poetów, strażaków,
bohaterów, lekarzy, natchnionych duszpasterzy...ale trzeba w te role
wejść do końca... zatracić się w ich głębi... Ale to już
wymaga posprzątania brudów. Aby obraz był czysty. Aby obraz był
spójny. Aby obraz był kompatybilny. Wtedy to jest Sztuka. Aktor
jest Artystą.. Linia między kopią sztuki a Sztuką może dla wielu
być niewyczuwalna,.ale to dlatego, że jako widz jesteśmy
niedostrojeni do odbierana sztuki... dźwięki z naszej duszy też są
fałszywe. Nic nie ma za darmo.. ale za pieniądze też stroika nie
kupisz...biletu, czy wejściówki dla VIP-ów do artyzmu nie
ma!..musisz to sobie sam wypracować...dzień po dniu...przygotować
ciało, które będzie adekwatnym instrumentem na odbiór tak
wysublimowanego przekazu jakim jest Miłość. Empatia. Żeby Sztuka
miała prawo zaistnieć artysta musi wejść w czystą relację z
widzem, relację opartą na geniuszu Prawdy. Inaczej wszystko jest na
niby...matrix. Reakcja, musi zajść fizycznie i chemicznie... ma
przybliżyć nas do tajemnicy istnienia, czyli owej Prawdy...a
przenika nasze umysły.. niczym trucizna... plącząc nam jeszcze
bardziej realny obraz.
Dzisiaj
na prawdziwą Sztukę mamy szansę tylko w naszych domach (do takich
smutnych wniosków dochodzę), połączeni w reakcji miłości z
naszą rodziną , bliskimi.. bo tylko tam może ona zachodzić..
bezinteresownie i w poczuciu bezpieczeństwa. Dlatego też tak ważne
jest , aby oczyścić nasze domy.. te wewnątrz naszych ciał, jak i
te na zewnątrz, nasze schronienia; z padliny, zgnilizny, fałszu,
próżności i pasywności. To żmudna,.. jakże trudna walka, w
której dzień po dniu stajemy na scenie obnażeni.. nadzy przed
własnym sumieniem.. i od nas samych zależy jaki kostium
przywdziejemy; czarnego charakteru, czy też kostium tego, którym
pragniemy być.. oglądać się w lustrze, czy obok którego
zasypiać. Tak, to codzienna walka z pokusami, łakomstwem,
pożądaniem i wieloma innymi słabościami...
Obejmijmy
zatem kadrem całą naszą postać, całe nasze Jestestwo..a nie
drobny wycinek, który przedstawia nas kolorowo, klarownie, po prostu
ładnie...Spójrzmy na całość...Przejrzyjmy się w oczach naszych
dzieci, partnerów, rodziców, przyjaciół, sióstr i braci, ale
może także w oczach naszych czworonożnych domowników, ukochanych
kotków, piesków, czy ptaszków. A może teraz spójrzmy na swoje
talerze...do swoich lodówek... na uroczyście zastawione stoły
....I przyjrzyjmy się teraz uważnie czym... a może ..kim ..są
one zastawione....... W tym momencie pozwolę sobie zakończyć
słowami Coetzee z Elizabeth Costello „Nie ma granic
współodczuwającej wyobraźni.”
Wielka D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz