wtorek, 7 stycznia 2014

Sztuka weganizmu cz.3



„Lepiej by było, gdyby wszystkie arcydzieła sztuki przepadły, niż gdyby ptaki przestały się gnieździć na gałęziach.”
John Ruskin

Wróciłam właśnie z wystawy sztuki okolicznych artystów. Z takiej niewielkiej galerii mieszczącej się w centrum miasta...Tematem przewodnim wernisażu była natura i oczywiście połączone z nią nierozerwalnie zwierzęta.. ale nie zwierzęta dzikie, żyjące na wolności.. ale te udomowione... Nie nie, tez nie te otoczone troską (przynajmniej w naszej kulturze) psy czy koty, ale te najbardziej zniewolone, uciemiężone – zwierzęta hodowlane! No cóż, z prac przedstawionych przez artystów wynikało zupełnie coś odwrotnego. Namalowane, naszkicowane czy wydziergane w tkaninie zwierzęta jawią się jako .. radosne, szczęśliwe, żyjące w raju jaki stworzył im człowiek. Pomyślałam: „No tak, artysta to przecież taka uduchowiona, wrażliwa istota, pokazująca nam w swej symbolice nieskazitelny świat..świat jaki powinien być; piękny, dobry, twórczy...Nikt lepiej wszakże, niż artysta nie uzmysłowi nam piękna natury..cudu stworzenia... Ale tu napotykam dysonans...Oprócz napojów alkoholowych, które przecież zawsze mają uświetniać tego typu imprezy, eventy, nadawać im poważny status i przybliżać oczywiście widza do sztuki. Otóż, oprócz tych upajaczy podane zostały ekskluzywne przekąski.. tak, przekąski niebanalne, wykwintne: krakersy z kawiorem, tuńczykiem, salami, czy polędwicą...cóż za wybór, oryginalność, no a przede wszystkim cóż za ''harmonia'' między poczęstunkiem z martwych zwierząt a odbiciem wizji rzeczywistości twórców...
I zdałam sobie wówczas sprawę, że to cyrk.,że robimy z siebie clownów, że...po co ja tu w ogóle przyszłam uczestniczyć w tej farsie?...No tak, ale takie „zgrzyty” czyhają na nas wszędzie, w każdej chwili i na każdym kroku. Dlaczego od artystów zatem mielibyśmy wymagać więcej...mądrzej...
Teatr,.. moja własna planeta,.. tam zawsze szukałam głębi, przejrzystości...prawdy. Od aktora wszakże wymaga się umiejętności wchodzenia w czyjś los, utożsamiania się z czyimiś uczuciami, logiką, więc wydawałoby się ze powinna cechować nas, aktorów- empatia. Czyż na pewno? Kiedy spojrzeć na środowisko aktorów, czy artystów, pełno w nim narcystycznych, zarozumiałych, małych ludzi, którzy ze sceny głośno krzyczą o miłości, o ideałach...podczas gdy ich życie jest tego zaprzeczeniem. Kiedy wypowiadamy z ambony teatru najszlachetniejsze słowa o wierności, przyjaźni, lojalności... naszym prawdziwym życiem targają zdrady, kłamstwa... fałsz.
Wiem...wiem.. usprawiedliwieniem jest najczęściej używany frazes „ przecież jesteśmy zwykłymi ludźmi”... Tak.. Ale w takim razie co jest normą człowieczeństwa? Bycie ignorantem.. zdrajcą.. czy może'' niewinnym'' katem w białych rękawiczkach?...Czyż od artysty nie wymaga się czegoś więcej? Rozumienia i widzenia Prawdy.. umiejętności odczuwania dogłębniej... A jednak życie tychże „artystów” przeczy takiej postawie. Dlaczego zatem mielibyśmy ich słuchać, wystawiać na piedestał, płacić za oglądanie ich wizji czy wgłębiać się w ich przemyślenia? To absurd. Strata czasu..
Kiedy taki nadwrażliwy „artysta” gra mordercę zawsze dochodzi do nas echo.. jak wiele kosztowała go ta rola.. jak nie mógł sypiać po nocach, próbując utożsamiać się ze zbrodniarzem. Ale wracając po spektaklu do domu otwierając lodówkę i czając się z tasakiem, aby poćwiartować na kotlety martwe jagnię, wtedy nie widzi w sobie '' kata '' ,ale głodnego, spełnionego artystę, który schodząc ze sceny w takt oklasków, pragnie jedynie posilić swą starganą scenicznymi przeżyciami duszę i ożywić swoje piękne ciało... Nie widzi powiązania...Nie widzi nic...Ten obraz jest kompletnie niespójny, niekompatybilny. Więc czyżby ''artysta'' miał płytką wyobraźnię? Artysta?! Nie! Artysta, to stwór obdarzony nieziemską wyobraźnią!..Czego więc zabrakło? Logiki?...A może empatii? Nie! Nic się nie zgadza. Ten obraz to falsyfikat.. Jakaś tania podróba... Może show biznes? Tak, to tylko komercyjny show biznes, on wkradł się wszędzie, do teatrów, sal koncertowych, galerii... Tam już nie powstaje Sztuka. Dziś tam wytwarza się widowiska, igrzyska, kabarety...Nikt zresztą też Sztuki nie szuka. Bo Sztuka to Prawda!.. A Prawdy znać nikt nie chce. ..Jest niewygodna, a może nawet niebezpieczna. Prawdę lepiej omijać. Więc skoro widz się jej boi, a artysta ją odrzuca, po co się tak kastrować?
Jeśli wybieram bycie świadomym klientem to może warto też być świadomym widzem, ale żeby szanować się jako widz, czy klient, ważne jest posiadanie wyboru,ale żeby mieć wybór ..niezbędna jest Wiedza. I tu kółko się zamyka. I znowu śmieję się w duchu kiedy myślę o słowach tej mądrej, milczącej księżniczki z Gombrowicza. I tak w kółko...kółko...kółko...Żeby móc przerwać to kółko, uwolnić się. Nie wystarczy odegrać jednej z ról, czy to w teatrze , czy we własnym życiu... Ról malarzy, poetów, strażaków, bohaterów, lekarzy, natchnionych duszpasterzy...ale trzeba w te role wejść do końca... zatracić się w ich głębi... Ale to już wymaga posprzątania brudów. Aby obraz był czysty. Aby obraz był spójny. Aby obraz był kompatybilny. Wtedy to jest Sztuka. Aktor jest Artystą.. Linia między kopią sztuki a Sztuką może dla wielu być niewyczuwalna,.ale to dlatego, że jako widz jesteśmy niedostrojeni do odbierana sztuki... dźwięki z naszej duszy też są fałszywe. Nic nie ma za darmo.. ale za pieniądze też stroika nie kupisz...biletu, czy wejściówki dla VIP-ów do artyzmu nie ma!..musisz to sobie sam wypracować...dzień po dniu...przygotować ciało, które będzie adekwatnym instrumentem na odbiór tak wysublimowanego przekazu jakim jest Miłość. Empatia. Żeby Sztuka miała prawo zaistnieć artysta musi wejść w czystą relację z widzem, relację opartą na geniuszu Prawdy. Inaczej wszystko jest na niby...matrix. Reakcja, musi zajść fizycznie i chemicznie... ma przybliżyć nas do tajemnicy istnienia, czyli owej Prawdy...a przenika nasze umysły.. niczym trucizna... plącząc nam jeszcze bardziej realny obraz.
Dzisiaj na prawdziwą Sztukę mamy szansę tylko w naszych domach (do takich smutnych wniosków dochodzę), połączeni w reakcji miłości z naszą rodziną , bliskimi.. bo tylko tam może ona zachodzić.. bezinteresownie i w poczuciu bezpieczeństwa. Dlatego też tak ważne jest , aby oczyścić nasze domy.. te wewnątrz naszych ciał, jak i te na zewnątrz, nasze schronienia; z padliny, zgnilizny, fałszu, próżności i pasywności. To żmudna,.. jakże trudna walka, w której dzień po dniu stajemy na scenie obnażeni.. nadzy przed własnym sumieniem.. i od nas samych zależy jaki kostium przywdziejemy; czarnego charakteru, czy też kostium tego, którym pragniemy być.. oglądać się w lustrze, czy obok którego zasypiać. Tak, to codzienna walka z pokusami, łakomstwem, pożądaniem i wieloma innymi słabościami...
Obejmijmy zatem kadrem całą naszą postać, całe nasze Jestestwo..a nie drobny wycinek, który przedstawia nas kolorowo, klarownie, po prostu ładnie...Spójrzmy na całość...Przejrzyjmy się w oczach naszych dzieci, partnerów, rodziców, przyjaciół, sióstr i braci, ale może także w oczach naszych czworonożnych domowników, ukochanych kotków, piesków, czy ptaszków. A może teraz spójrzmy na swoje talerze...do swoich lodówek... na uroczyście zastawione stoły ....I przyjrzyjmy się teraz uważnie czym... a może ..kim ..są one zastawione....... W tym momencie pozwolę sobie zakończyć słowami Coetzee z Elizabeth Costello „Nie ma granic współodczuwającej wyobraźni.”

Wielka D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz